Można go kochać albo nienawidzić. Dla jednych bohater a dla innych zdrajca. Idol i wzór do naśladowania nie tylko tych urodzonych w latach 90’. Hiszpański golleador o twarzy dziecka zdążył podbić niejedno serce kibica piłki nożnej na całym świecie. Zapraszam do lektury o jednym z najlepszych napastników XXI wieku.
Dzieciństwo
Fernando Torres (Fernando José Torres Sanz), bo o Nim mowa, urodził się 20 marca 1984 r. w hiszpańskiej Fuenlabradzie. Mieście oddalonym o 22,5 km od Madrytu, którego społeczność w większości kibicowała Realowi. Jest najmłodszym z trójki dzieci José Torresa i Flori Sanz. Siostra, María Paz, ma od niego 7 lat więcej natomiast brat Israel 6. Miłością do Atlético zaraził go dziadek, który nie był zagorzałym fanem piłki nożnej. Podobno Fernando jako jedyny w klasie wspierał Los Colchoneros i był z tego powodu bardzo dumny.
Co ciekawe, pierwszą pozycją na boisku Fernando Torresa była bramka, dokładnie tak samo jak jego starszego brata. Jako 5-latek dołączył do lokalnego klubu Parque 84, gdzie dopiero po 2 latach zaczęto ustawiać go jako napastnika. W 1991 r. już jako typowa dziewiątka, zdobywał bramki w lidze halowej dla klubu Mario’s Holland. Przełomowy okazał się rok w drużynie Rayo 13, gdzie już jako 10-letni snajper pokazał swój instynkt strzelecki, trafiając w ciągu jednego sezonu do bramki przeciwnika aż 55 razy. Zaowocowało to zaproszeniem na testy do wymarzonego Atlético, na które się dostał wraz z dwójką innych kolegów z zespołu. Nie trudno się domyśleć, że Fernando Torres swoją grą zrobił ogromne wrażenie na scoutach i rok później, w 1995 roku, dołączył do młodzieżowego zespołu z czerwonej białej części Madrytu. A to dopiero początek pięknej historii El Niño.
Kariera klubowa
Atlético Madryt
Do momentu debiutu w pierwszym zespole w 2001 roku, Fernando Torres z powodzeniem występował na wszystkich szczeblach drużyn młodzieżowych Atlético Madryt. Jeszcze zanim podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt, zdążył poprowadzić stołeczny zespół, składający się z zawodników do lat 15, do zwycięstwa w Nike Cup.
Luis Aragones, który był ówczesnym trenerem Atlético, włączył 17 letniego Fernando do pierwszej drużyny i dał szansę oficjalnego przedstawienia się kibicom w meczu z CD Leganes. Dzięki temu El Niño stał się najmłodszym debiutantem w historii klubu. Na premierowe trafienie Torres nie kazał zbyt długo czekać. 27 maja 2001 roku zaliczył pierwszą siatkę, a ofiarą była drużyna Albacete. Atlético występowało wtedy w Segunda Division, czyli na drugim poziomie rozgrywkowym ale pewnie zmierzało po awans.
Torres rozwijał się błyskawicznie. Nie umknęło to uwadze Aragonesa, który coraz częściej na niego stawiał. Pierwszy rok w Primera Division był dla niego niezwykle udany. Odwdzięczył się z nawiązką za zaufanie jakim obdarzył go trener i zakończył sezon z 12 trafieniami. Na tym nie koniec. W kolejnym stanął na najniższym stopniu podium klasyfikacji strzelców. 19 goli w 35 meczach. Który zespół nie chciałby mieć takiej armaty w swoich szeregach? Pytanie retoryczne. Trybuny go kochały, przeciwnicy podziwiali. Fernando Torres lubił bić rekordy. Kolejny był wyjątkowy. Jako 19 latek stał się najmłodszym graczem w historii klubu, który dostąpił zaszczytu dzierżenia opaski kapitańskiej Los Colchoneros.
Dobre występy na hiszpańskich boiskach, i nie tylko, zostały zauważone przez scoutów wielkich klubów, w szczególności z Premier League. Najpoważniej zainteresowana pozyskaniem dzieciaka była londyńska Chelsea. Władze zespołu z Madrytu nie chciały nawet słyszeć o pozbywaniu się swojego snajpera i zdołały go zatrzymać jeszcze na 2 lata przy Estadio Vicente Calderon. Hiszpański napastnik rozwijał się na tyle szybko, że transfer był nieunikniony. W 2007 roku Fernando Torres został sprzedany do Liverpoolu za ok 20 mln euro.
Liverpool F.C.
Transfer do miasta Beatlesów okazał się strzałem w dziesiątkę. Kibice nie kryli euforii gdy transakcja doszła do skutku. Wiązano z nim wielkie nadzieje, którym El Niño zdecydowanie sprostał, a nawet je przebił. Presja była ogromna tym bardziej biorąc pod uwagę kwotę za jaką trafił na Anfield. Numer 9, z jakim przyszło mu reprezentować barwy klubu również nie był lekki. Młokos przejmujący cyfrę po takich ikonach jak Robbie Fowler czy Ian Rush po prostu musiał udowodnić, że na nią zasługuje.
Torres szybko wziął sprawy w swoje nogi i już w drugim meczu na wyspach, a pierwszym na Anfield, 19 sierpnia 2007 r., przeciwko Chelsea wyprowadził The Reds na prowadzenie, pokonując legendarnego Petra Cecha. Co prawda wynik meczu zakończył się remisem 1:1 ale występ napastnika można zaliczyć na ocenę celującą.
To co działo się w dalszej części sezonu 2007/2008 to historia jak z bajki. Sam Fernando nie spodziewał się takiego obrotu spraw. 33 gole we wszystkich rozgrywkach, w tym 3 hattricki to wynik imponujący. Jak już wcześniej wspominałem, Hiszpan lubił bić rekordy. Kolejne były tylko kwestią czasu. Najpierw dorównał Fowlerowi, stając się pierwszym snajperem od jego czasów, który strzelił 20 bramek w lidze. Potem pobił osiągnięcie Ruuda van Nisterlooya i został najskuteczniejszym, zagranicznym piłkarzem w swoim premierowym sezonie. A to wszystko w jeden rok.
To był czas, w którym Fernando Torres stał się synonimem napastnika kompletnego. Straszył obrońców swoją szybkością, dryblingiem, niesamowitą boiskową inteligencją a bramkarzy skutecznością. Od niego i Stevena Gerrarda, Rafa Benitez ustalał skład wyjściowej jedenastki. Pierwszy rok w Anglii stał się jego najlepszym sezonem w karierze. Zaowocowało to wyborem do najlepszej drużyny sezonu 2007/2008 według FIFpro. Dodatkowo, w prestiżowych plebiscytach Złotej Piłki oraz Piłkarza Roku FIFA uplasował się na 3 stopniu podium ustępując, w obydwu przypadkach, tylko Cristiano Ronaldo i Leo Messiemu.
Kolejny sezon 2008/2009 a 24 letni już snajper nie zwalnia tempa. Wciąż zabójczo skuteczny, pazerny na bramki napastnik trafia do siatki w Premier League po raz 50-ty. Ustanawiając tym samym rekord najszybciej strzelonych 50 bramek przez jednego zawodnika w lidze. Śmiało można było pokusić się o stwierdzenie, że w tamtym momencie Fernando Torres był najlepszą dziewiątką na świecie.
31 sierpnia 2008 roku miał miejsce nieszczęsny mecz z Aston Villą, w którym Torres zerwał ścięgna podkolanowe. Snajper powrócił na boisko już 16 września na mecz Ligi Mistrzów z Olympique Marsylia, a niespełna 2 tygodnie później strzelił 2 bramki przeciwko Evertonowi. Mogłoby się wydawać, że poradził sobie z urazem jednak to był początek problemów zdrowotnych El Niño. Kolejna kontuzja więzadła, której doznał w meczu reprezentacji uniemożliwiła mu grę przeciwko swojemu byłemu klubowi w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Niedługo trzeba było czekać bo już 26 Listopada Torres nabawił się kolejnej kontuzji, tym razem ścięgna, która wykluczyła go z gry na ok 4 tygodnie.
Do gry powrócił na początku stycznia 2009 roku. Wprowadzono go do zespołu dość szybko i z różnymi efektami. Konkretnie przypominał już snajpera sprzed sezonu, nie zapomniał jak się strzela bramki, a nawet potrafił dograć mecz z kontuzją stawu skokowego. Oznaką wsparcia od klubu i to jakim darzą go zaufaniem było podpisanie nowego kontraktu aż do 2013 roku, ze znaczną podwyżką zarobków. Torres odwdzięczył się strzelając kolejne bramki, w międzyczasie kompletując hat-tricka w wygranym 6-1 meczu przeciwko Hull City. Nie zamierzał się zatrzymywać a skutkiem tego była kolejna nominacja do najlepszej jedenastki sezonu 2009/2010 FIFpro, w której się znalazł.
Ostatni sezon w Liverpoolu był dość dziwny. Torres wciąż dużo strzelał, jednak nie było w nim już tego luzu. Dodatkowo ewidentnie było widać brak chemii z kolegami z drużyny. 27 latek, który zarzekał się, że nie zagra nigdy dla żadnego innego klubu z Premier League dawał do zrozumienia, że chce zmienić otoczenie. Nieuniknione stało się faktem. Okienko transferowe sezonu 2010/2011 zaszokowało nie tylko fanów piłki nożnej na wyspach ale i na całym świecie. Fernando Torres został The Blues, podpisał kontrakt z Chelsea…
W jednej chwili z bohatera stał się wrogiem publicznym numer jeden. Wyzywany od zdrajców, grożono mu śmiercią, palono koszulki z jego nazwiskiem. Odejście dzieciaka z Liverpoolu było szeroko komentowane w różnojęzycznych mediach. Przede wszystkim uważano to za skok na kasę. Sam Fernando odniósł się do tego kontrowersyjnego transferu dopiero po kilku latach. Uważał bowiem, że został oszukany. The Reds nie wiodło się w lidze najlepiej od kilku lat, poza tym borykali się z problemami finansowymi a klub zapewniał, że mimo to nie pozbędzie się pierwszoplanowych postaci aby móc walczyć o najwyższe cele. Po czym kilka dni później do Barcelony odszedł Javier Mascherano. Torres uznał to za cios w policzek i zdecydował się odejść dla rozwoju no i przede wszystkim dla trofeów, na które nie mógł liczyć na Anfield.
Co by nie było El Niño opuszcza miasto Beatlesów z dorobkiem strzeleckim 65 goli w 102 meczach.
Chelsea Londyn
Data 31 stycznia 2011 r. to moment, w którym Fernando Torres zasilił szeregi ligowego rywala The Reds za, ogromne jak na tamte realia, ok 50 mln Euro. Kwota kwotą ale kibice z niebieskiej strony Londynu nie wyobrażali sobie, że to może nie wypalić. Człowiek zaprawiony w bojach na angielskich boiskach, strzelec wyborowy, co mogło pójść nie tak?
Trapiony niekończącymi się kontuzjami El Niño, dodatkowo zepsuty atmosferą w jakiej rozstał się z poprzednim klubem, nigdy nie nawiązał już do występów sprzed 2010 roku. Pierwszą bramkę zdobył dopiero w 10 ligowym meczu, 23 kwietnia 2011 roku, przeciwko West Ham United i…to by było na tyle. Licznik w trwającym sezonie zatrzymał się na tym jednym jedynym trafieniu, mimo że rozegrał w nim 14 spotkań.
Wraz z kolejnym sezonem 2011/2012 wierzono, że Fernando w końcu odpali. Przecież nie mógł zapomnieć jak się gra w piłkę. Nic bardziej mylnego. Rozpoczął go tak samo źle jak poprzedni. Miał przebłyski, potrafił nawiązać do poprzednich lat ale tylko przez chwilę. Gola z Manchesterem United w 5 kolejce Premier League przysłonił rajd, po którym minął De Gee i zaliczył spektakularne pudło na pustą bramkę. Tydzień później gol i…czerwona kartka ze Swansea. Łącznie w sezonie w Premier League zdobył 6 bramek, popisując się przy tym hat-trickiem przeciwko QPR.
Początkowo Carlo Ancelotti, a następnie Andre Villas- Boas dawali szansę napastnikowi, który najlepsze lata miał już za sobą. Kibice zwyczajnie mieli dość nieskuteczności Torresa ale na moment zapomnieli o jego wadach. 24 kwietnia 2012 roku, w rewanżowym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów z Barceloną, wchodząc jako joker, po rajdzie od połowy boiska, kładąc na ziemię bezradnego Valdesa, zdobył bramkę wyrównującą na 2:2 dając tym samym The Blues awans do finału najwżnieszych europejskich rozgrywek. Ostatecznie Chelsea już pod wodzą Roberto di Matteo wygrała tegoroczną edycję Ligi Mistrzów po rzutach karnych z Bayernem Monachium.
Kolejny rok w wykonaniu hiszpańskiego napastnika był już trochę lepszy. Został najskuteczniejszym zawodnikiem w klubie, a zespół ze Stamford Bridge zakończył rozgrywki na 3 miejscu w lidze. Dodatkowo, The Blues, w tym sezonie zdobyli Puchar Europy, a Fernando w finale strzelił jedną z bramek.
Sezon 2013/2014 był ostatnim sezonem Torresa w Chelsea. Zagrał łącznie we wszystkich rozgrywkach 41 razy i strzelił 11 bramek. Bez żalu wypożyczono go do AC Milan.
AC Milan
O tej przygodzie nie ma co się rozpisywać. To było zwykłe nieporozumienie. El Niño miał trafić do Rossoneri na 2 letnie wypożyczenie jednak po pół roku został wykupiony z Chelsea za bliżej nieokreśloną kwotę.
30 letni już snajper, wystąpił w 10 spotkaniach Serie A pokonując bramkarza tylko raz w meczu przeciwko Empoli. To by było na tyle. Więcej już nie założył koszulki w czerwono czarne pasy. W Mediolanie spędził pół roku by to o czym spekulowano już od dłuższego czasu stało się faktem. Fernando Torres wraca do domu.
Włodarze Atlético oraz Milanu dogadały się w sprawie wypożyczenia snajpera na okres 18 miesięcy. Na zasadzie wymiany w drugą stronę ma powędrować Alessio Cerci, który w klubie z Madrytu także okazał się transferowym niewypałem.
Po zakończeniu okresu wypożyczenia dzieciak zostaje wykupiony przez Atlético.
Atlético Madryt – Witaj w domu!
Kibice z Estadio Vicente Calderon nigdy nie zapomnieli o swoim wychowanku. Nie kryli euforii ani zadowolenia z powodu powrotu idola. Na prezentacji zawodnika pojawiło się aż 45 tys. osób! Torres lepszego powitania nie mógł sobie wymarzyć.
Diego Simeone, trener Los Colchoneros, dobrze znał Fernando. Grali przecież ze sobą w Atlético już wcześniej. El Niño nie wrócił po to by odcinać kupony. Miał udowodnić swoją wartość dla drużyny i nawiązać swoimi występami do tych z najlepszych czasów.
Już 15 stycznia 2015 r. przypomniał o sobie masie hiszpańskich kibiców. Atletico podejmowało na wyjeździe Real Madryt w rewanżowym spotkaniu ⅛ Pucharu Króla. Torres rozegrał dobre spotkanie strzelając 2 bramki, a jego zespół ostatecznie zremisował 2:2 i awansował do dalszej fazy rozgrywek.
Po zakończeniu okresu wypożyczenia, Fernando Torres podpisał roczny kontrakt z Atlético. Może i nie był pierwszoplanową postacią w ekipie Simeone ale widać było jego zaangażowanie i chęć do gry. To tu zaczął bić kolejne rekordy. Między innymi strzelił swoją setną bramkę w Primera Division i dla Atlético. W październiku 2017 roku rozegrał swoje 300 spotkanie w hiszpańskiej piłce, a 260 w najwyższej klasie rozgrywkowej.
3 lata przy, nowym już obiekcie, Estadio Wanda Metropolitano były w miarę udane. Torres nigdy nie nawiązał już do swoich najlepszych lat a i wiek zrobił swoje. Ostatecznie druga przygoda z Atlético zakończyła się na 88 meczach i 24 bramkach. Oficjalne pożegnanie legendy odbyło się 20 maja 2018 roku. Ani Hiszpan, ani kibice nie mogli powstrzymać łez smutku i wzruszenia. To był koniec jego przygody z profesjonalną piłką. Na zakończenie kariery Fernando zdecydował się na dość egzotyczny kierunek i 10 lipca 2018 r. został zawodnikiem japońskiego Sagan Tosu.
Sagan Tosu
Z japońskim klubem Torres związał się na półtora roku. Pierwszą ligową bramkę zdobył dopiero ponad miesiąc po podpisaniu kontraktu, dorzucając do tego jeszcze 2 asysty. Nie ma co ukrywać, że popularny El Niño był już tylko cieniem samego siebie. Gra nie sprawiała mu takiej radości jak dawniej. Ewidentnie był już zmęczony, a ciało odmawiało posłuszeństwa. To w tym klubie przechodził przez półroczny kryzys strzelecki. Ostatnią bramkę dla Sagan Tosu strzelił w Pucharze Cesarza 14 sierpnia 2019 roku. Ogólnie wystąpił w 35 spotkaniach klubu strzelając tylko 5 bramek.
Torres zdawał sobie sprawę z tego, że kontynuowanie gry nie ma najmniejszego sensu. Postanowił nie wypełniać kontraktu i ogłosił zakończenie kariery pół roku przed jego wygaśnięciem. Mecz pożegnalny odbył się 23 sierpnia 2019 r., a przeciwnikiem było Vissel Kobe, w którego szeregach występowali jego dobrzy koledzy z reprezentacji Hiszpanii – Andres Iniesta i David Villa. Ostatecznie spotkanie zakończyło się pokaźnym zwycięstwem 6:1 drużyny przeciwnej.
Nie ma idealnego momentu na zakończenie kariery. Fernando długo zastanawiał się jak to rozegrać i wybrał termin, w którym na boisku znaleźli się razem z nim wyżej wymienieni kumple z boiska. Jego decyzja była szeroko komentowana w mediach na całym świecie. Żegnali go kibice, przyjaciele ale i dziennikarze czy boiskowi rywale.
Kariera Reprezentacyjna
Fernando Torres szturmem przeszedł przez wszystkie szczeble drużyn młodzieżowych Hiszpanii. Jako zawodnik Atlético, 19 latek, zadebiutował w seniorskiej reprezentacji 6 września 2003 roku, w towarzyskim meczu przeciwko Portugalii. Na pierwszą bramkę musiał poczekać prawie 8 miesięcy. Ofiarą stały się Włochy, a El Niño otworzył w 52 minucie wynik zremisowanego 1:1 spotkania.
Forma jaką prezentował w rozgrywkach ligowych i reprezentacyjnych została zauważona przez ówczesnego selekcjonera Iñaki Sáeza, co zaowocowało powołaniem na zbliżające się Euro 2004. Trzykrotnie meldował się tam na boisku nie trafiając do bramki przeciwnika ani razu.
Z biegiem czasu Fernando zadomowił się w składzie La Furia Roja. Eliminacje do Mistrzostw Świata 2006 zakończył z 7 bramkami, co dało mu tytuł najlepszego strzelca rozgrywek. Na samym Mundialu zdołał trafić do siatki 3 razy, a Hiszpanie zakończyli swój udział w turnieju, odpadając w ⅛ finału po porażce 3:1 z Francją.
Rok 2008 to ogromny sukces nie tylko Torresa ale i całej reprezentacji Hiszpanii. Kadra napakowana gwiazdami takimi jak Villa, Xavi, Iniesta czy właśnie wyżej wymieniony Fernando sięgnęła po tytuł Mistrza Europy pokonując w finale Niemcy 1:0. Dzieciak był strzelcem jedynej bramki w tym spotkaniu, a dodatkowo został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Ogólnie na całym turnieju nie grzeszył skutecznością bo udało mu się trafić do siatki tylko 2 razy.
To wszystko bez znaczenia gdyż najlepsze miało dopiero nadejść. Drużyna Hiszpanii była wtedy w kapitalnej dyspozycji. Przerodziło się to w ogromny sukces dla kraju, a największy w karierze El Niño. No bo tak trzeba nazwać zdobycie Mistrzostwa Świata w 2010 roku. Co prawda Fernando Torres nie strzelił na tym Mundialu żadnej bramki ale był częścią złotej drużyny i mocno przyczynił się do triumfu. W finale Hiszpanie pokonali po dogrywce zespół Holandii 1:0, a strzelcem jedynej bramki był Andres Iniesta.
Mija kolejne 2 lata a La Furia Roja się nie zatrzymuje. Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie to kolejny międzynarodowy sukces Torresa jednak przy nie dużym jego udziale. Mimo to zdołał strzelić 3 bramki, w tym jedną w finale. Hiszpanie jako drużyna rozjechali walcem ten turniej gromiąc w meczu o złoto Włochów aż 4:0.
Mundial w Brazyli z 2014 roku był ostatnim międzynarodowym turniejem Torresa. Brał w nim udział, tak samo jak cała drużyna, nawet strzelił bramkę ale ogólnie to była jedna wielka porażka. Hiszpanie na dzień dobry dostali 5:1 od Holandii i nawet nie zdołali wyjść z grupy. Można by rzec, że swoje już wygrali. Mistrzostwo Świata i 2 tytuły mistrza Europy pod rząd. Wszystko w ciągu 6 lat. Ta dominacja musiała się kiedyś skończyć.
Od dłuższego czasu dzieciak spuszczał z tonu i jego obecność w kadrze nie była już tak ważna. Nie dawał drużynie tyle co kiedyś. Łącznie w 111 występach dla czerwonej furii zdobył 39 goli. Kibice reprezentacji do tej pory tęsknią za bramkostrzelnym duetem Villa – Torres, gdyż po ich odejściu Hiszpania boryka się z problemem wychowania chociażby jednego dobrego napastnika. Z całym szacunkiem dla Moraty ale to nie jest zawodnik, który może się zbliżyć do poziomu któregoś z nich. Ta dwójka była niezastąpiona i ciężko będzie komukolwiek wskoczyć w ich buty.
Obecnie
Po 2 latach przerwy Fernando Torres postanowił wrócić do piłki. Ciężko jest zrezygnować z czegoś co przez większość życia sprawiało największą radość. Obserwując posty na Instagramie czy Facebooku byłego już zawodnika wyraźnie widać, że nie próżnował. Bliżej mu dziś do Mariusza Pudzianowskiego niż profesjonalnego piłkarza. Stąd cały footballowy świat był zaciekawiony czym El Niño będzie się teraz zajmował.
37 letni Torres postanowił zaoferować swoją pomoc ukochanemu klubowi z Madrytu. Na początku pracował jako asystent zespołu rezerw by następnie rozpocząć współpracę z młodzieżową Akademią. Przygoda Fernando w roli asystenta akademii zakończyła się wielkim sukcesem, którym niewątpliwie było zdobycie młodzieżowego mistrzostwa Hiszpanii. Z Początkiem sezonu 2021/2022 Torres objął stanowisko pierwszego trenera drużyny Atlético do lat 19. Jak spisze się w nowej roli? Historia pokazuje, że nie zawsze dobry piłkarz równa się dobry trener. Na pewno jego ogromne doświadczenie będzie miało pozytywny wpływ na młodych zawodników, dla których wciąż jest wzorem do naśladowania. Niech mu się wiedzie jak najlepiej. Na ocenę przyjdzie jeszcze czas.
Fernando Torres niewątpliwie jest przykładem na to jak kariera piłkarza potrafi być przewrotna. W jednej chwili z bohatera trybun stał się persona non grata. To samo dotyczy formy. Jak szybko wzbił się na szczyt, tak z hukiem z niego zleciał.
Jako fan talentu Hiszpana ślepo wierzyłem, że jeszcze wróci do formy jaką prezentował przed opuszczeniem Anfield. Cytując Markowskiego: trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, niepokonanym. Torres widocznie nie słuchał zespołu Perfect i długo męczył oko kibica zanim zdecydował się zakończyć karierę. Nie zmienia to faktu, że u szczytu formy był jednym z najlepszych, jak nie najlepszym napastnikiem na świecie.
Najobszerniejszy tekst o Torresie jaki czytałem na stronach pl. Super sie to czyta, oby tak dalej :]
Bardzo fajny artykuł miło się czyta. Moim zdaniem to jeden z bardziej nie docenianych piłkarzy. Oby więcej takich wpisów może teraz Ronaldinho?
Ciekawy tekst
El nino Fernando!! ;D Byłem fanem tego jak poruszał sie na boisku, podskakiwał jak sarenka. Super tekst, pozdro
Fajnie napisane, na końcu czułem taki niedosyt ze juz po wszystkim, chciałem czytać dalej ;d
Ciekawie opisana historia Torresa . Jednak że nie był to mój ulubiony zawodnik . Ale warto się dowiedzieć coś więcej o jego historii .
Torres grał w Milanie?? :O
Prosze o więcej! mega artykuł :))
Nie jest jakimś wielkim fanem Torresa. Uważam, że był obdarzony wielkim talentem piłkarskim, którego w pełni nie wykorzystał. Miałem okazję oglądać go na żywo , podczas meczu Aston Villa vs Chelsea. Z gracją poruszał się po boisku ale niczego dla zespołu nie wnosił. W konsekwencji został zmieniony. Pamiętam jak fani Aston Villi gwizdami i sprośnymi przyśpiewkami żegnali go gdy schodził z boiska. Nic dziwnego dla nich to był wrogiem. Artykuł jest fajnie napisany, czyta się go z zaciekawieniem. Pozdrawiam z UK