Stadion Rajko Mitić – stadiony, które musisz odwiedzić #1

Crvena Zvezda kibice

Piłka nożna jest sportem, który wzbudza niesamowite emocje na murawie, ale nie tylko. Istnieją obiekty, które nie są odwiedzane ze względu na rangę klubu, czy wyczyny topowych piłkarzy na boisku, lecz spektakl oraz niesamowitą atmosferę tworzoną przez kibiców lokalnej drużyny. Jednym z takich stadionów jest położony w Belgradzie Stadion Rajko Mitić, na którym swoje mecze rozgrywa Crvena Zvezda. Panie i Panowie, witamy w piekle!

Spis treści:

  1. Stadion Rajko Miticia – historia
  2. Główny cel podróży – doping kibiców Crveny Zvezdy
  3. Relacja z meczu Crveny Zvezdy w Belgradzie
  4. Czy warto pojechać na mecz do Belgradu?

Stadion Rajko Miticia – historia

Obiekt na którym swoje mecze rozgrywa serbski klub został wybudowany w 1963 roku i początkowo nosił nazwę Crvena Zvezda Stadium. Mecz otwarcia miał miejsce 1 września, a drużyna Czerwonej Gwiazdy ograła 2:1 chorwacką Rijekę. Stadion mógł pomieścić wtedy około 74 000 widzów, jednak nie był ukończony w 100%. W kolejnym roku budowa stadionu została oficjalnie zakończona, a jego pojemność wynosiła 110 000 miejsc.

Do największych wydarzeń jakie miały miejsca na tym obiekcie można wymienić m.in. finału Pucharu Europy pomiędzy Ajaxem Amsterdam, a Juventusem Turyn z 1973 roku, półfinał oraz finał Mistrzostw Europy z 1976 roku. To w tym ostatnim meczu Czechosłowacja pokonała w rzutach karnych reprezentację Niemiec. Zwycięską jedenastkę strzelił podcinką Antonin Panenka i po dziś dzień tak wykonany karny jest nazywany jego nazwiskiem.

Rekordowa frekwencja na stadionie Crveny Zvezdy została odnotowana w 1969 roku. Derbowe spotkanie z Partizanem Belgrad obejrzał 108 000 kibiców. Ogromna popularność spotkań rozgrywanych przez Crvene, a co za tym idzie frekwencja na meczach spowodowała, iż obiekt zaczął być porównywany do legendarnego stadionu z Rio de Janeiro i otrzymał przydomek Marakana.

Na początku lat 90. ubiegłego wieku stadion zaczął przechodzić modernizację, która miała na celu zwiększenie standardów bezpieczeństwa. Było to ściśle związane z wymogami UEFA. Ławki oraz miejsca stojące zostały zastąpione przez siedziska, a stadion może oficjalnie pomieścić 55 538 widzów. Dlaczego jest to oficjalna liczba? Jesteśmy na Bałkanach, tutaj wiele rzeczy oczywistych w teorii mija się z praktyką, ale o tym później!

Ostatnim historycznym aspektem o którym należy wspomnieć jest zmiana nazwy stadionu z Crvena Zvezda Stadium na Rajko Mitić. Do tego zdarzenia doszło w grudniu 2014 roku, kiedy to walne zgromadzenie Crveny Zvezdy postanowiło zmienić nazwę stadionu na cześć Rajko Miticia, pierwszej z wielkich legend Czerwonej Gwiazdy.

Główny cel podróży – doping kibiców Crveny Zvezdy

Obejrzenie meczu z poziomu trybun stadionu Crveny Zvezdy to wspaniałe przeżycie. Każdy mecz na stadionie Rajko Miticia jest wyjątkowym wydarzeniem dla kibiców i miasta Belgrad. Atmosferę nadchodzącego meczu można poczuć wszędzie: w sklepach, barach, nawet w korku wokół stadionu. Wszyscy są podekscytowani, niektórzy trochę zdenerwowani, ale to integralna część całego widowiska.

Szczególnymi meczami są te rozgrywane w ramach Ligi Mistrzów bądź Europy. Nie są  to zwykłe mecze – po to jest życie. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego nie usłyszysz hymnu rozgrywek, lecz niesamowity ryk kibiców. Na całym stadionie panuje taki zgiełk, że nie słychać nawet własnych myśli.

Północna trybuna jest przeznaczona dla najwierniejszych kibiców Crveny, którzy sami określają się jako „Delije”, co w wolnym tłumaczeniu z języka serbskiego oznacza „Bohaterowie”. Oglądając mecz z tej części Stadionu imienia Rajko Miticia nie licz, że przez pierwsze kilka minut zobaczysz nawet urywek akcji. Oprawy przygotowane przez Ultrasów Crveny to jedna z obowiązkowych pozycji całego spektaklu. Oczywiście tuż obok efektów pirotechnicznych. Doping nie słabnie przez całe 90 minut, niezależnie od tego, czy drużyna wygrywa, czy przegrywa. Północna trybuna jest przeznaczona dla najbardziej zagorzałych kibiców, jednak pozostałe nie są wcale od niej gorsze.

Jeżeli Crvena Zvezda strzeli gola, na trybunach (i prawdopodobnie w okolicy całego obiektu) można odczuć trzęsienie ziemi. Zawodnicy zawsze przychodzą pod północny sektor, aby świętować ze swoimi najbardziej oddanymi fanami. Ryzykują otrzymaniem żółtej kartki, ale to niewielka cena w porównaniu z energią i miłością, którą otrzymują. Każde zwycięstwo też świętują z kibicami, ale nawet w przypadku porażki kibice dopingują ich zawsze, bo najważniejsza jest nasza miłość do klubu.

Relacja z meczu Crveny Zvezdy w Belgradzie

Osobiście miałem okazję postawić swoją stopę na sławnej Marakanie i nie ukrywam, że było to spełnieniem jednych z moich piłkarskich marzeń. Nakręcony wieloma obejrzanymi filmikami z udziałem kibiców Crveny nie mogłem się doczekać wejścia na Stadion Rajko Miticia.

Atmosferę zbliżającego się spotkania można odczuć już od początku dnia. Belgrad, pomimo wielu strat poniesionych podczas wojny w Jugosławii jest specyficznym, lecz urokliwym miejscem. W końcu to właśnie tutaj został otworzony pierwszy McDonald na Bałkanach. Ten aspekt nie raz jest argumentem mającym dowieźć wyższość Serbii nad pozostałymi krajami wchodzącymi w skład dawnej Jugosławii. Tę anegdotę usłyszałem od bardzo sympatycznego Serba w jednym z belgradzkich barów, ile w tym prawdy nie wiem sam. Wracając do samego miasta wszędzie można zobaczyć kibiców Czerwonej Gwiazdy oraz … oddziały policji w pełnym uzbrojeniu w strategicznych punktach jak banki, czy urzędy.

Stadion Rajko Miticia znajduje się w południowej części Belgradu, jakieś 3-4 km od centrum miasta. Na kilka godzin przed meczem ruch na dwupasmowej drodze położonej tuż obok obiektu zostaje wstrzymany, a hordy kibiców zmierzają w stronę Marakany. Po drodze ponownie można spotkać liczne oddziały policji oraz sterty butelek. Skąd one się biorą? Podczas przemierzania jednego z mostów, jeżeli niesiesz jakiś napój, w szczególności w szklanym opakowaniu, to panowie policjanci poproszą Cię o odłożenie go na ziemi i kontynuowanie podróży. No nic, pozostaje nam wyzerować piwko i dokończyć trasę o suchym pysku.

Im bliżej stadionu tym natężenie kibiców w biało czerwonych koszulkach na metr kwadratowy staje się coraz większe. I tutaj zaczynasz odczuwać to, co zaraz Cię spotka.

Spotkanie, które miałem okazję oglądać było rozgrywane w ramach fazy grupowej Ligi Europy z Arsenalem Londyn, dlatego też ogromne zdziwienie na mojej twarzy wywołało obrzucanie kamieniami podjeżdżającego autokaru Kanonierów przez kibiców Czerwonej Gwiazdy. Jeżeli tak wita się Brytoli, to nie mam zielonego pojęcia co dzieje się podczas Wiecznych Derbów z Partizanem. Ale idziemy dalej.

Kolejnym przystankiem były bramki przed wejściem na stadion. Wcześniej wspomniałem o oficjalnej pojemności stadionu i fakcie, iż teoria nie zawsze idzie z praktyką. Podczas całego wyjazdu towarzyszyła mi grupa znajomych, a bilety na mecz posiadaliśmy wydrukowane na kartkach papieru. Sympatyczny Pan stojący na bramkach nawet nie spojrzał czy jest to bilet, czy być może odbitka paszportu Polsatu. Przedarł kartkę i wyrzucił ją na stertę obok. Przyglądając się to część z nich nawet nie przypominała biletów. Meh chyba niepotrzebnie wydałem pieniądze, aby go kupić.

Jeżeli jedziesz do Belgradu na mecz z myślą, że spokojnie się rozsiądziesz i obejrzysz spotkanie to grubo się mylisz … w szczególności, jeżeli trafiasz na północną trybunę. Na 99% na Twoim miejscu będzie ktoś stał, a Tobie pozostaje zrobić to samo tylko, że w przejściu. Doping i śpiewy rozpoczynają się na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego, natomiast pierwsza oprawa przygotowana przez kibiców zaczęła się pojawiać w momencie odegrania hymnu Ligi Europy, przynajmniej tak mi się wydaje, gdyż Delije zagłuszyli go odśpiewując „Srbija do Tokija”.

To, co działo się na murawie było nieistotne. Obserwacja trybun oraz wręcz fanatycznego dopingu odwracała moją uwagę od zmagań sportowców. I tu popełniłem błąd, gdyż po raz kolejny wyciągnąłem telefon, aby nagrać niesamowity spektakl, jaki odgrywali kibice gospodarzy. W pewnym momencie podeszło do mnie dwóch dość dobrze zbudowanych Panów. O coś się mnie zapytali z niezbyt sympatyczną mimiką twarzy. Dość szybko udało nam się dogadać, co dziwne w języku angielskim. Panowie zrozumieli, że jestem tu, aby pierwszy raz doznać atmosfery tego legendarnego stadionu, a nagrania na telefonie mają mi posłużyć do uwiecznienia tego doświadczenia. Zbiliśmy pionę i wrócili do krzyczenia jakże istotnego dla nich hasła „Kosovo je Srbija”.

Jest to dość często używany slogan przez Serbów. Ma on podłoże czysto polityczne i wiąże się z jednostronną deklaracją niepodległości Serbii z 2008 roku, jednak używa się go od 2004 roku. Biorąc pod uwagę, że mecz był rozgrywany w ramach europejskich pucharów, to hasło pojawiało się dość często w ramach sprzeciwu narodu serbskiego. Inną przyśpiewką, a raczej tekstem krzyczanym przez kibiców na Stadionie Rajko Miticia było „Fuck UEFA”, co oczywiście ma nawiązywać do wyrażenia aprobaty wobec licznych kar nakładanych na klub ze względu na fanów Red Star Belgrad.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:0. Tuż po rozpoczęciu drugiej części spotkania na północnej trybunie pojawiła się kolejna oprawa, jeszcze bardziej okazała od tej która rozpoczynała całe widowisko. Mecz był nudny jak flaki z olejem, jednak atmosfera na trybunach nie pozwalała na chwilę wytchnienia.

W przerwach od wykrzykiwanych haseł „Kosovo je Srbija” oraz innych w języku serbskim, które średnio, a wręcz w ogóle nie rozumiałem, pojawiało się jakże sympatyczne „Fuck UEFA”. W tym momencie zobaczyłem kilka miejsc dalej starszą panią. Na oko miała siwe włosy i zdecydowanie powyżej 60 lat na karku. Ubrana była w domową koszulkę Crveny oraz obwiązana była czerwonym szalikiem. Jak na razie brzmi normalnie? Nie do końca tak było, bo w przerwach od wykrzykiwania hasła „Fuck you  UEFA” i pokazywania środkowego palca jedną ręką, ściągała soczystego bucha z blanta trzymanego w drugiej. A teraz wyobraź sobie swoją babcię w takiej sytuacji. Łeb rozwalony!

Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 1:0 dla Arsenalu. W 85 minucie meczu Oliver Giroud strzelił bramkę z przewrotki. Szczerze to nawet jej nie zauważyłem. No cóż, tak to jest, jak uczestniczysz w lepszym spektaklu niż ten rozgrywany na murawie. Po zakończeniu spotkania śpiew kibiców można było usłyszeć przez jeszcze długi czas poza murami Marakany.

Czy warto pojechać na mecz do Belgradu?

Głupie pytanie, oczywiście ze tak! Argumentów za jest wiele: Serbia jest naprawdę tania, ludzie są przesympatyczni, miasto jest ciekawe pod względem turystycznym oraz architektonicznym, a uczestnicząc w meczu na słynnej Marakanie masz wrażenie jakbyś trafił do piekła, tak tam gorąco! Jednym z minusów jest słaba znajomość języka angielskiego przez lokalsów, jednak jeżeli ktoś zna rosyjski, to bez problemu się dogada. Zdecydowanie polecam każdemu fanowi piłki nożnej wyjazd do Belgradu, szczególnie, że Crvena to nie jedyny klub w nim grający, ale o tym kiedy indziej!

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *