Piłkarskie kontuzje to wielka zmora, ale także i piłkarska codzienność. Sport kontaktowy ma to do siebie, że łatwo bardzo łatwo o urazy. Niekiedy potrafią one wyeliminować piłkarzy na długie tygodnie, a nawet miesiące. Jako kibice mamy nadzieję oglądać ich oczywiście coraz mniej, ale to jedynie pobożne życzenia. W piłce jak to w piłce dzieją się rzeczy nieprzewidywalne, a niekiedy makabryczne. I nad takimi właśnie sytuacjami, mrożącymi krew w żyłach chciałbym pochylić się w tym tekście.
Pierwsze skojarzenie z najbardziej makabrycznymi urazami w historii piłki nożnej, mi, jako Polakowi w pierwszej kolejności podsuwa uraz Marcina Wasilewskiego. 30 sierpnia 2009 roku ówczesny reprezentant Polski rozgrywał swój mecz ligowy w barwach Anderlechtu Bruksela przeciwko Standardowi Liege. Szlagier ligi belgijskiej, ostra, bezpardonowa gra, dochodzi 30 minuta spotkania. Do piłki wślizgiem dopada Polak, a na jego prawą nogę brutalnie naskakuje Axel WItsel. Zmasakrowana noga, otwarte złamania i przede wszystkim dramat wyjącego z bólu Wasilewskiego. W internecie bez trudu można znaleźć film z tejże sytuacji, choć tych którzy jej nigdy nie widzieli należy ostrzec, że ten widok to nic przyjemnego. Pierwsze doniesienia mówiły nawet o tym, że to będzie koniec kariery dla Polaka. Na szczęście dla sympatyków Anderlechtu a przede wszystkim kibiców reprezentacji Polski Wasilewski zdołał wrócić na piłkarskie boiska. Nadludzki wysiłek podczas rehabilitacji oraz niezłomny charakter, a przede wszystkim ogromne serce do walki doprowadziły do tego, że po blisko 9 miesiącach udało mu się wrócić do gry. Jak pokazało życie Wasilewski miał przed sobą jeszcze wiele lat gry, ostatecznie zakończył karierę w ubiegłym roku w barwach Wisły Kraków.
Zdarzeniem, które wstrząsnęło piłkarskim światem było brutalne wejście bramkarza reprezentacji Niemiec Toniego Schumachera. Był to półfinał Mistrzostw Świata 1982 roku, starcie RFN-Francja. Początek drugiej połowy spotkania. W kierunku bramki RFN zmierza francuski pomocnik Patrick Battiston. W szarżującego gracza „Trójkolorowych” z ogromnym impetem wpada Schumacher. Francuz bezwładnie upada, długo nie podnosząc się z murawy. Wielu obserwujących ten mecz miało wrażenie że Battiston nie żyje ! Siła wejścia potężnego Niemca była ogromna. Francuz jeszcze na murawie miał podawany tlen. Summa summarum skończyło się to dla niego trzema wybitymi zębami, i urazem kręgów szyjnych. Battiston nieprędko, bo dopiero po kilku miesiącach wrócił jednak do gry, ostatecznie kończąc karierę niemal 10 lat po tym wydarzeniu. Z kolei wygwizdywany później głównie przez francuskich fanów Schumacher poniekąd odkupił swoje winy przeprosinami skierowanymi w kierunku Patricka Battistona.
Mający przed sobą najlepsze lata piłkarskiej kariery Eduardo da Silva w 2008 roku doznaje koszmarnej kontuzji. 25-letni wówczas Chorwat brazylijskiego pochodzenia był piłkarzem londyńskiego Arsenalu. Lutowe spotkanie przeciwko Birmingham, pierwsza połowa meczu. Do piłki dopada Eduardo, próbuje się z nią zabrać, jednak jego zapędy poskramia brutalnym wejściem kapitan Birmingham Martin Taylor. Już na pierwszy rzut oka kontuzja była szokiem dla znajdujących się nieopodal graczy obu drużyn. Otwarty uraz stawu skokowego oraz pozrywane wszystkie więzadła. Szybka i niezwykle skuteczna pierwsza pomoc fizjoterapeuty londyńskiego klubu niewątpliwie zapobiegła ewentualnym komplikacjom. Operacja wykonana w ciągu godziny od makabrycznego urazu pozwoliła z kolei uniknąć jak się okazało najgorszego, czyli amputacji stopy. Uraz Chorwata wstrząsnął światowym futbolem. Dodatkowo śmieszna kara jedynie trzech meczów pauzy dla Martina Taylora wywołała wielkie oburzenie i dyskusję na temat kar za tak brutalne w skutkach interwencje. Rozbrat Eduardo z futbolem trwał aż 12 miesięcy. Niestety dla niego nie powrócił on do swojej dawnej dyspozycji, co nie zmienia faktu, że już sam powrót do piłki był dużym wyzwaniem. Miewał on później jeszcze dobre momenty grając w barwach Szahtara Donieck, ostatecznie karierę zakończył w barwach Legii Warszawa w 2018 roku.
Do chyba najbardziej makabrycznego z opisywanych przeze mnie urazów doszło w 2004 roku. Ofiarą niezwykle pechowego wydarzenia był Djibril Cisse. Francuz jest kojarzony jako jeden z największych piłkarskich pechowców, a urazy prześladowały go podczas kariery jeszcze kilkukrotnie. Grając w barwach Liverpoolu w meczu przeciwko Blackburn Rovers Cisse szarżował prawą stroną boiska, gdy na pełnej prędkości wpadł w niego James McEveley. Na pierwszy rzut oka zwykły upadek francuza, jednak już kolejne zbliżenie ukazało jak straszny uraz przytrafił się piłkarzowi „The Reds”. Nienaturalnie wygięta noga, diagnoza jak się okazało to złamanie kości piszczelowej i strzałkowej w lewej nodze. I w tym przypadku niezwykle istotna była szybka interwencja opieki medycznej jeszcze na samym stadionie. Gdyby nie natychmiastowe nastawienie kości to całe zdarzenie mogło zakończyć się amputacją nogi. Przerwa w grze Francuza trwała aż 19 miesięcy. Cisse grał w piłkę jeszcze przez wiele lat strzelając choćby wiele bramek w barwach Panathinaikosu Ateny. Ostatecznie karierę zakończył w 2018 roku w barwach szwajcarskiego Yverdon.
Ostatnim z opisywanych przeze mnie koszmarnych urazów będzie ten, który miał miejsce stosunkowo niedawno bo w listopadzie 2019 roku. Doznał go pomocnik Evertonu Andre Gomez po bezpardonowym wejściu Heung-Min Sona, piłkarza Tottenhamu Hotspur w spotkaniu ligowym angielskiej Premier League. Potworny krzyk i równie potworne jego skutki – złamanie kostki z przemieszczeniem. Prekursor całego zajścia, czyli piłkarz rodem z Korei Południowej wpadł wręcz w histerię. Sam otrzymał po weryfikacji czerwoną kartkę, a piłkarze obu drużyn odwracali wzrok od wijącego się z bólu Portugalczyka. Pechowiec przeszedł bardzo szybką operację i równie szybko na całe szczęście wrócił również do treningów, bo niespełna 3 miesiące po feralnym zajściu. Gomez wciąż reprezentuje barwy zespołu z niebieskiej części Liverpoolu.
Jak widać po ostatniej opisywanej przeze mnie sytuacji piłkarze po koszmarnych urazach coraz szybciej są w stanie wracać na piłkarskie boiska. Z pewnością ma na to wpływ nieustannie rozwijająca się dziedzina rehabilitacji w tym zakresie, a także co warte podkreślenia determinacja samego pechowca. Prawdziwą zmorą piłkarzy są zerwania więzadeł krzyżowych, czego dwukrotnie doświadczył choćby napastnik Polskiej reprezentacji Arkadiusz Milik. Smutnych przykładów równie feralnych kontuzji można by opisywać jeszcze wiele, choć osobiście mam nadzieję, że w przyszłości będzie ich jak najmniej.
Dodałby jeszcze do tego zestawienia Larssona, tak to jest git 😉